Krzysztof Iszkowski: „Ofiary losu”

Krzysztof Iszkowski: "Ofiary losu"

W ramach cyklu naszych debat „historycznych”, organizowanych przez Centrum Edukacji Społecznej DiP, 3.11.2017 odbyło się spotkanie z Krzysztofem Iszkowskim, autorem głośnej ksiązki „Ofiary losu – Inna historia Polski”.

Rozmawialiśmy, i o samej książce, i o tym dlaczego w czasach ostrego sporu ideowego i politycznego – sporu o polską tożsamość, gdy jego wynik może zadecydować o naszej przyszłości na długie lata – historia znów staje się ważna i „gorąca”, a jednocześnie wraca zainteresowanie historią alternatywną, „kontrfaktyczną”.

Jak stwierdził w swojej recenzji Andrzej Lubowski, z pisania historii „na  nowo” obecni włodarze Polski uczynili ważne oręże polityki. Gdyby  połowę energii i  pasji towarzyszących odsłanianiu pomników, przemianowywaniu ulic, mnożeniu bohaterów, czy  świętowaniu rocznic poświęcić sensownej reformie służby zdrowia, może długość życia Polaków sięgnęłaby średniej unijnej.  

We  wstępie do  swej wydanej właśnie książki Krzysztof Iszkowski,  młody ekonomista i  socjolog, członek zespołu redakcyjnego „Liberté”, a  w  czasach studenckich jeden z  założycieli „Krytyki Politycznej”- pisze: „Przeszłość jest dobra – słyszałem – dla konserwatywnych smutasów; naprawdę wartościowi i  fajni obywatele interesują się tylko  przyszłością. W  roku 2015 okazało się, że  tych nie  oglądających się za  siebie ludzi jest zdecydowanie za  mało, aby przeważyć szalę w  demokratycznych wyborach. Historyczne nawiązania pokazały swą moc. Przeszłość, przedstawiana z  reguły wybiórczo i  niemal zawsze stronniczo, zdobyła rząd dusz. Gdy  odpowiednio spreparowanej historii używa się do  wsparcia konserwatywnych rządów, ignorowanie przeszłości staje się dla postępowej opozycji poważnym ograniczeniem.”

Dotychczasowa strategia liberalnego „mainstreamu” – pisze – „jowialna afirmacja wszystkich ważnych postaci i  wydarzeń w  przekonaniu, że  upływ czasu łagodzi podziały i  każdemu daje trochę racji – przestała mieć sens.”. Iszkowski nie  próbuje odkrywać białych plam. Oferuje natomiast świeże spojrzenie na  naszą historię i  okazjonalnie historię alternatywną, czyli próbuje z  grubsza wyobrazić sobie co by  było, gdybyśmy na  rozstaju dróg wybrali nie  tę ścieżkę, którą wybraliśmy.

Konfrontując narodowe mity skupia się na  czterech tematach najsilniej obecnych w  polskiej polityce historycznej.

Pierwszy to  okres jagiellońskiego imperium  i  „demokracji szlacheckiej” – przywykliśmy mówić o  nim jako o  złotym wieku – autor nazywa go „cienko pozłacanym”. Pokazuje, że  ówczesna Polska to  „kolos na  glinianych nogach, niezdolny do  przetrwania w  zderzeniu z  lepiej zorganizowanymi sąsiadami produkt samolubnych i  krótkowzrocznych działań części arystokratów”. Samo osłabienie pozycji króla – pisze – nie  musiało doprowadzić do  upadku: silną władzę jednostki zastąpić mogło wysokie morale politycznej wspólnoty. By  je utrzymać konieczne było jednak mocne ideowe spoiwo, którym  we wczesnej epoce nowożytnej stać się mógł, zdaniem autora, tylko  rygorystyczny kalwinizm. „Niestety – pisze – stronnictwo katolickie okazało się wystarczająco silne, aby powstrzymać reformację, a  jednocześnie zbyt słabe aby – wzorem Francji, Hiszpanii i  Austrii – wprowadzić absolutyzm.” Pisze także, że  wbrew utartym opiniom Polska 16 i  17 wieku nie  tylko nie  była oazą religijnego pokoju i  tolerancji, ale  dotknęła ją plaga fanatyzmu i  pogromów protestantów.

Temat drugi to  kilkusetletnie zaangażowanie Polski na  wschodzie.  Jego zdaniem to  megalomania i  katolicki dogmatyzm Zygmunta III Wazy zaprzepaściły wyjątkową szansę jaką przyniosło nam załamanie państwa moskiewskiego na  początku 17 wieku. W  swej historii alternatywnej przedstawia polskie imperium „od Kalisza po  Władywostok”.

Temat trzeci to  II RP: „Idealizowana po  swoim upadku II Rzeczpospolita – pisze Iszkowski– była w  rzeczywistości państwem biednym, źle zorganizowanym i  słabym pod  względem tego, co w  dzisiejszej dyplomacji określane jest mianem soft power. (…) Sanacyjna ekipa stała się zakładniczką własnej propagandy i  megalomanii. Legionowa legenda o  „straceńcach” którzy  „wierzyli, że  chcieć to  móc” – i  tą siła osiągnęli niepodległość – skutecznie przykryła braki wyszkolenia, uzbrojenia i  dyscypliny wynikającej między innymi z  tego, że  komendant Piłsudski nigdy nie  lubił procedur, a  jego podwładni bardziej niż sztabowe wyszkolenie cenili sobie ułańską fantazję.” Znamy boleśnie skutki. Iszkowski cytuje Andrzeja Leona Sowę: we  wrześniu 1939 roku „armia polska została błyskawicznie rozbita, przy czym działania niemieckie w  większym stopniu przypominały manewry z  ostrym strzelaniem niż kampanię z  pełnym zaangażowaniem wszystkich sił i  środków. (…) Niemieckie dywizje piechoty tylko  w  małym stopniu zaangażowane były w  walki i  głównie posuwały się za  jednostkami zmotoryzowanymi zajmując opuszczane przez  polskie wojsko terytoria.”

W  kwestii powstania warszawskiego i  dzisiejszej wokół niego narracji, Iszkowski pisze: „Nie chcąc przyznać, że  powstanie warszawskie rzeczywiście było błędem, choćby dlatego, że  sprawiłoby to  przykrość staruszkom, którzy  przecież byli gotowi oddać życie, walczyli dzielnie i  chcieli dobrze, ani nie  potrafiąc zbudować mu legendy uniwersalnego ideowego zrywu liberalnej demokracji przeciw dwudziestowiecznym totalitaryzmom, Polacy skazują się na  najbardziej prymitywny i  zamykający przekaz: powstanie trzeba czcić, bo sami je zrobiliśmy.”

Temat czwarty, który  podejmuje książka, to  proces wychodzenia z  komunizmu.  „Inaczej niż większość narodów zamieszkujących Europę Środkową, Polacy uważają, że  sami obalili komunizm. Jest to  przekonanie fałszywe. To  prawda, że  pojawienie się w  roku 1980 „Solidarności” uwypukliło wewnętrzne sprzeczności systemu. Było to  jednak za  mało, aby go zniszczyć.”

Autor nie  trzyma nas w  niepewności i  już we  wstępie oferuje zwięzłą cenzurę gdy  pisze, że  historia Polski jest „historią dyletanctwa, partactwa i  krótkowzroczności.”  Antycypując gromy jakie spadną na  jego głowę szuka ratunku w  wyjaśnieniu:

Po  pierwsze – pisze – to  nie Polacy jako naród byli głupcami, tchórzami i  partaczami lecz  konkretni ludzie, którzy  w  kluczowych momentach dokonywali błędnych wyborów: książę Mieszko Otyły uciekający z  pola bitwy pod  Legnicą, Zygmunt August łamiący reformacyjne postanowienia sejmu, Zygmunt III Waza zakazujący swojemu synowi przyjąć moskiewską koronę, spiskowcy z  roku 1830, czy  generałowie Sikorski i  Bór–Komorowski wysyłający na  bezsensowną śmierć tysiące żołnierzy i  cywilów.” W  przypadku Sikorskiego zarzut dotyczy tego, że  „przyjął strategię wasala: jak najlepiej spełniać przy pomocy podległych mu wojsk oczekiwania aliantów, mając nadzieję, że  w  przyszłości wystarczy im sił i  dobrej woli, by  spłacić dług wdzięczności. Było to  podejście podwójnie ryzykowne: nie  dawało żadnych realnych gwarancji i  doprowadziło do  wykrwawienia polskich oddziałów, gdy  wojna na  zachodzie rozgorzała na  dobre.

Po  drugie  – pisze Iszkowski –  dyletanctwo, partactwo, krótkowzroczność i  pech prześladują nie  tylko polskie dzieje” i  jako przykłady podaje choćby konfrontacyjny kurs brytyjskiego króla Jerzego III wobec północnoamerykańskich kolonistów czy  niezgrabność niemieckiej dyplomacji i  propagandy, które nie  powstrzymały USA przed  przystąpieniem do  1 wojny światowej.

Najkrócej (i dosadnie) zrecenzował książkę Tomasz Lis: „Polecam. Dobra odtrutka na wyklętyzm, T-shirtowy patriotyzm i odpustowy romantyzm”.

Taki był też generalny ton wypowiedzi, dominujący w naszej debacie z Krzysztofem Iszkowskim o historii o Polski, jakże często wykorzystywanej instrumentalnie w rodzimych sporach ideowo-politycznych, żeby nie powiedzieć – cywilizacyjnych.

Galeria

/Foto: Maciej Późniak/